No dobrze..miałem dziś jeszcze napisać, co
u licha (niech śpi..) ma wspólnego Piotr i
Paweł z „UKRYTYM, który jest PODSTAWĄ”..
Przypomnijmy – Piotr/Kefas – znaczy skała,
a Paweł (Paulus) – mniej więcej: drobny,
niepozorny, mało znaczny..
Zawsze szukałem w życiu rzeczy Wielkich
i Niezwykłych.
Dziś skończyłem 40 i rozpocząłem 41.
Zabawne, bo od roku wydaje się sobie o
wiele młodszy niż grubo wcześniej.
Choćby wiosną 2011 roku, gdy przyjechałem
do Poznania, by poznać Kobietę, która nigdy
mnie nie widziała, znała mnie tylko z
miniatur, które publikowałem na jednym z
portali literackich w sieci, ale która
utrzymywała, że zna mnie od dziecka, że wie
jaki jestem, że wie..kim jestem i..że mnie
kocha.
Zawsze lubiłem dziwne historie, więc
przyjachałem do niej, ujrzałem jej oczy i
duszę i pokochałem ją.
Był to Wielki Piątek tamtego roku.
I nie wiedziałem jeszcze wtedy, że wybrałem
się na drugi koniec Polski nie tylko po to,
by poznać Marię Alexandrę, ale także po to,
by umrzeć.
Ale nie o tym dniu chcę opowiedzieć, lecz o
pogodnej niedzieli w początkach lata tego
samego roku.
Była to Niedziela Ducha Św. – pod koniec
czerwca – a ja miałem wtedy jeszcze 33
lata.
Budząc się rankiem tego dnia czułem cały
swój byt tak dotkliwie, że podskórnie
wiedziałem, że moja śmierć jest blisko.
O niej jednak nie chcę tutaj opowiedzieć.
Ale – jak zapowiedziałem – o tym, co jest
skałą, i co jest podstawą, i co jest
ukryte.
Maria Alexandra na czczo zaprawiła się
w parku bardzo solidnym fitnessem, tak, że
gdy dołączyłem do niej w pobliskim barze,
wystarczyły niecałe 3 piwa by dość mocno
się wstawiła. Zostawiliśmy jej rower.
Zamówiliśmy taksówkę.
Prowadził ją Promiennie Uśmiechnięty
taksówkarz. Był to człowiek, który Się
Cieszył, a była to prawdziwa Radość.
Maria Alexandra zapytała go, z typową dla
niej bezpośredniością, czy jest zadowolony
z życia, tak jeżdząc po mieście taksówką.
A on odpowiedział jej równie prosto.
Maria Alexandra, zanim wyszliśmy z taxi,
pocałowała go, tego starszego kierowcę taksówki,
w rękę. Byłem o to na nią zły,
prawdę powiedziawszy: zrobiłem jej scenę.
Załatwiła mnie jedną oddzywką:
– Widziałeś kiedyś kurwę, co całuje w rękę?
Nie, nie widziałem. Prawdę powiedziawszy,
mało znam się na kurwach, ale wiem, o co
jej chodziło. Każdy facet powinien to wiedzieć..
Na szczęście przypomniała mi się chasydzka
opowieść o Ukrytych Cadykach.
A brzmiała ona tak:
– Na wozie z zastępem swoich wiernych
uczniów jechał wielki, niezwykły i słynny
cadyk – cudotwórca Cadyk z Opatowa.
Jednak, gdy wjeżdzali do miasteczka, Cadyk
w pewnej chwili podniósł się lekko i
głęboko wychyliwszy się z wozu, ukłonił –
przejeżdzającemu vis a vis żydowskiemu
biedaczynie – woźnicy powożącego chudym
koniem, ciągnącym równie chudy wóz
drabiniasty.
Chasydzi – uczniowie słynnego i wielkiego
Cadyka z Opatowa przez całą resztę drogi
zachodzili w głowę z jakiego to powodu ich
słynny Cadyk pokłonił się zwykłemu
wiejskiemu wożnicy. Dopiero jednak po
wieczerzy jeden z uczniów zabrał się na
odwagę by zapytac o to ich słynnego
mistrza.
Słynny cudotwórca Cadyk z Opatowa tak
odpowiedział uczniowi:
– Istnieją, jak wiecie, wielcy, słynni i
poważani przez wszystkich Cadycy. Macie
szczęście być uczniami jednego z nich 🙂
– Ale, zapamiętajcie: istnieją też ukryci
cadycy. Nikt ich nie zna i nie hołubi ich
wielkości. Ten woźnica, któremu się
pokłoniłem, był takim właśnie ukrytym
cadykiem.
– Zapamiętajcie: Ukryty Cadyk jest stokroć
większy i bardziej święty niż ja.
Albowiem: BYT KTÓRY JEST PODSTAWĄ ZNAJDUJE
SIĘ W UKRYCIU.
Gdy opowiedziałem tę historię,
Maria Alexandra powiedziała:
– Kocham CIę.
Dobranoc.
Z ostatniej chwili..
Przypadkiem (jak zwykle) wpadła mi w ręcę książeczka (ebook) stylizowana
ewangelicznie, o kinematografii braci Coen.
W rozdziale dotyczącym kultowego w pewnych kręgach filmu „Big Lebowski”
mamy następującą wzmiankę:
„(…). The account of Sodom and Gomorrah gave rise to the lore of the lamed-vavniks. According to various kabbalistic teachings, at any given time in history there are thirty-six righteous people (lamed-vavniks take their name from the Hebrew letters lamed — meaning “thirty” — and vav — “six”) on whom the fate of the world rests. If even one of them were to perish, God would destroy the world. The lamed-vavniks — also known as menschen in Yiddish — don’t know the identity of one another and in fact don’t even know that they themselves are counted among the righteous thirty-six. Sometimes the lamed-vavniks appear to be humble fools — slackers or burnouts, in the parlance of our time — but the rest of us should take heed. We never know when we might meet one of the thirty-six, so we should treat everyone as if the fate of the world rests on their unassuming shoulders.”
(…)
masz racje
„masz racje”
żebym tylko wiedział w czym –
to już byłbym w domu
😉
Juz wyjasniam. Przepraszam za enigmatycznosc wczoraj, wzgledy techniczne…
Masz racje, ze trzeba byc przygotowanym na spotkanie mistyczne. Tak Cie zrozumialam. Jezeli blednie, bede wdzieczna za uswiadomienie.
@hanna a
„trzeba byc przygotowanym na spotkanie mistyczne”
Ha. No niby – warto byłoby. Ale tak to jest, że raczej się nie jest.
Bo przecież – jak napisała Szymorska Wisia i jak śpiewa Kora –
‚nic dwa razy się nie zdarza’ i ‚zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.’.
Tak, wydaje się, że z tym – przygotowaniem się – dopięciem na ostatni
guzik – to może nie być tak prosto.
Jak to się mówi – życia duchowego nie prowadzi się na Przedmieściach..
Ale jednak – nie we wszystkim tekst piosenki ma rację,
śpiewa Kora bowiem dalej „nie będziemy repetować żadnej zimy ani lata”..
No, co do tego – to mam poważne wątliwości ..
Historia ta zaś łączy się z tą..
http://marat-dakunin.liternet.pl/tekst/oko-zony-lota
Mało zresztą co, szczególnie u mnie, się nie łączy 🙂